Wypalony
Administrator
Dołączył: 15 Mar 2006
Posty: 142
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Temat postu: Prawdziwe historie byłych i obecnych satanistów |
|
|
Miałem 15 lat, gdy na poważnie zacząłem interesować się czarną magią. Moi rodzice, głównie matka miała sporą bibliotekę dotyczącą zjawisk paranormalnych. Wierzyła w zaklęcia, czarownice i temu podobne sprawy. Ojciec był natomiast święcie przekonany, że istnieje UFO i ciągle miał nadzieję, że je kiedyś zobaczy na własne oczy. Nie przeszkadzało im to chodzić regularnie do kościoła - to tak na marginesie. Wychowywałem się więc w atmosferze niesamowitości okraszonej magią. Jako nastolatek chciałem pójść nieco dalej. Zrobić coś na własną rękę. Kupiłem na straganie z książkami rzecz o czarnej magii i sposobach jej uprawiania. Takie trochę jarmarczne wydanie. Zaraz pierwszej nocy wypróbowałem kilka zaklęć. Uważałem, że to świetna zabawa. Noc, dziwne, tajemnicze słowa i cała ta atmosfera, że wkracza się w nierealny, nieznany świat. Zacząłem szukać "fachowców", czyli dorosłych, którzy zajmowali się czarną magią na poważnie. W naszym mieście nie było to łatwe albo nie umiałem wyłuskać ich z tłumu. Na szczęście. Trochę rozczarowany brakiem w okolicy czarownic i magów, postanowiłem sam coś zrobić i "wtajemniczyłem" w swoje niewinne wtedy jeszcze czary kilku)moich kumpli. Jeden z nich był rozpieszczonym jedynakiem zamożnych rodziców.
To on wymyślił, by w starym garażu na końcu ich posesji zrobić rodzaj "świątyni". Obejrzeliśmy kilkanaście filmów fabularnych, głównie o satanistach, nim urządziliśmy to miejsce. Czarne ściany, odpowiednie znaki, o których nie będę mówił, by moja wypowiedź nie stała się instrukcją obsługi,
był też ołtarzyk, dużo świec, a dla nas odpowiednie szaty - oczywiście, w wiadomym kolorze. Sami obmyślaliśmy rytuały i ceremonie. Wszystko jak w filmach. Jeden z chłopaków załatwił taśmy z ostrą metalową muzyką. Zawsze ktoś też przynosił alkohol, bo "na trzeźwo" jakoś nie szło nam mordowanie psów, kotów, szczurów, kurczaków i królików. A była to podstawa rytuału. Piliśmy ich krew, co jest obrzydliwością samą w sobie i wymyślaliśmy, jakich to okrutnych rzeczy moglibyśmy dokonać bez zmrużenia oka. Generalnie, chyba nie powiem nic odkrywczego, ubzduraliśmy sobie, że będziemy żyć dokładnie odwrotnie, niż nakazuje dekalog. Zło stało się naszym narkotykiem. Zło bardzo szybko wciąga, rzec można - niepostrzeżenie. Jest takie łatwe do zaakceptowania. W ten sposób "bawiliśmy się" jakieś dwa lata. Potem pojawił się opiekun. Mężczyzna około czterdziestu lat, wykształcony i dość zamożny. Znało go pół miasta. Nikt nie wiedział, że jest satanistą. Wypatrzył nas w księgarni, gdy szukaliśmy podręczników czarnej magii i okultyzmu. Powiedział, że ma całą bibliotekę odpowiedniej literatury i może nam udostępnić książki wydawane na Zachodzie. Do niczego nas nie zmuszał. Nie było składania ofiar z ludzi, gwałtów na dzieciach, zbiorowego seksu, choć wiem, że na Zachodzie jest to praktykowane wśród satanistów niemal powszechnie. Ale myślę, że tylko dlatego, że nikt z nas tego nie zaproponował. Bowiem w grupie obowiązywała zasada, że jeśli ktoś ma ochotę na zrobienie czegoś perwersyjnego, zboczonego, obłędnie złego, jest to do wykonania z pomocą całej reszty. Pojawiły się też kobiety. Uprawianie seksu jest bowiem uznawane za rodzaj wyzwalania magicznej siły psychicznej. Oczywiście, przywoził je nasz opiekun. Za każdym razem inne. Myślę, że były prostytutkami, niektórym brakowało piątej klepki, to pewne. Zachowywały się dziwnie, jak po narkotykach. Bełkotały coś bez sensu i znikały równie szybko, jak się pojawiły.
Kiedy poczułem po raz pierwszy, że tonę? Skończyłem liceum i poszedłem na studia. Nie opuszczałem ani jednego spotkania w starym garażu. Któregoś razu nasz opiekun zaproponował, by jeden z kolegów przyprowadził swojego najmłodszego brata - czterolatka. Twierdził, że gdy taki maluch zobaczy rytuał składania ofiary, gdy każe mu się wypić krew i zjeść kawałek serca zwierzaka, zostanie satanistą do końca życia. Poza tym, dowodził dalej, trzeba udowodnić Lucyferowi, że jesteśmy prawdziwymi wyznawcami. Chodziło mu o gwałt, zobaczyłem to w jego twarzy i przypomniałem sobie, jak błyszczały mu oczy, gdy opowiadał o gwałtach na dzieciach jako szczycie rytuału, jego kwintesencji. Był pedofilem. Mało nie zwymiotowałem, słysząc, co mówi. Sam robiłem różne złe rzeczy, nie byłem aniołkiem, ale wciąganie dziecka... Tego było za dużo.
Na szczęścieBóg nie odebrał nam do końca rozumu, bo brat dzieciaka zerwał się na równe nogi i po prostu uciekł. Tylko nasz bogaty maminsynek nie widział w tej propozycji nic zdrożnego. Opiekun wycofał się natychmiast, twierdząc, że widocznie nie jesteśmy jeszcze gotowi.
Od początku prowadziłem dziennik. I to chyba on pozwolił mi utrzymać resztki zdrowego rozsądku. Gdy go czytałem, moje spadanie w dół stawało się czytelne jak na dłoni. Utknąłem po uszy w praktykach satanistycznych, bo to naprawdę człowieka wciągało, ale jednocześnie coraz bardziej się bałem. Zaczęły dziać się ze mną i wokół mnie rzeczy, które jeżyły mi włosy na głowie. Nie przesadzam! Noc stała się moim wrogiem. Przestałem spać, bo we śnie miałem krwawe, brutalne wizje. Czasem budziłem się, a one dalej trwały. Zdarzało mi się coś widzieć nawet w biały dzień, podczas wykładów lub na spotkaniu z przyjaciółmi. Z czasem te "rzeczy" zaczęły przytrafiać się mojej rodzinie. Matka była przekonana, że dom nawiedziły złe duchy. Dziewczyna, z którą wtedy chodziłem, narzekała, że nagle budzi ją w nocy straszny ziąb, choć właśnie była pełnia lata; że ktoś dotyka jej twarzy, nie daje spać. Bała się, że traci zmysły.
W moim życiu pojawił się wówczas chłopak, mój rówieśnik. Chrześcijanin. Bardzo zdecydowany, jeśli można tak rzec, w swojej wierze. On jeden zauważył, że dzieje się ze mną coś nie tak. Przegadaliśmy parę nocy, nim mu powiedziałem, kim jestem. Już bez dawnej dumy, ale z lękiem, co będzie ze mną dalej. Pamiętam jego reakcję. Odruchowo złapał w rękę krzyż, który nosił zawsze na szyi. Jakby w geście obrony. Przez pół roku mówił mi o Jezusie, wierze, o Kościele, nim zdecydowałem się przekroczyć próg świątyni tego prawdziwego Boga, jedynego prawdziwego Boga. Panicznie bałem się, ale nie tego, że w progu dopadnie mnie karząca dłoń Stwórcy, tylko zemsty demonów. Boję się do dzisiaj. 10 lat po odejściu. Bo jeśli przyjdzie komuś do głowy kontakt z czarną magią, z okultyzmem, z satanistami - niech wie, że strach nie opuści go już nigdy. To działa jak spirala. Coraz więcej i coraz intensywniej, aż do obłędu - że kiedyś cię dopadną i zemszczą się za zdradę. Wiem, co mówię. Paru z moich dawnych kumpli, których nie udało mi się namówić do rzucenia satanizmu, skończyło w domu dla psychicznie chorych. Jestem pewny, że kilku po wyjściu na wolność wróciło do dawnego obyczaju. Dopilnował tego opiekun. Nie wiem, co się z nimi teraz dzieje. Wyjechałem z miasta po założeniu rodziny. Nie mogłem ryzykować.
Post został pochwalony 0 razy
|
|